21-08-2009 12:39
Szczęśliwe blogaski
W działach: Myśli nieuczesane, Autoblog | Odsłony: 10
To smutne, ile racji ma Kazik śpiewając, że artysta syty nie ma nic do powiedzenia.
Podczas ostatniej wycieczki do Pragi wywiązała się króciutka rozmowa o blogach i o starych wpisach, które są obserwowane przez ludzi tu na Polterze. Skłoniło mnie to do przejrzenia własnych wpisów i komentarzy pod nimi. Wiele z nich jest kontrowersyjnych, wiele nieprzemyślanych, wiele ewidentnie tylko na pokaz. Ale! Wszystkie one powstawały z potrzeby serca. Z próby uchwycenia rzeczywistości i zrozumienia tego, co bez dialogu było niezrozumiałe.
Dzięki tym wpisom udało mi się wejść w kilka interesujących dyskusji i spojrzeć na rzeczy inaczej. Cieszyłem się kiedy repek zbijał moje szowinistyczne argumenty i kiedy ktoś mówił, że niepotrzebnie komplikuję. Często cieszyłem się nawet z samego wywoływania emocji (być może to ten emo-składnik mojej osobowości). Do tego stopnia, że niektórzy chcieli dokonywać aborcji na moim niepoczętym dziecku.
Jednak artysta syty nie ma nic do powiedzenia. Można mieć złamaną nogę, być bez grosza przy duszy, bez pracy i kłócić się przez 23 godziny na dobę. Ale wystarczy, że jesteś z tą drugą osobą (z którą kłócisz się bez przerwy i którą tak mocno kochasz), że otocza cię rodzina (która kocha cie jeszcze bardziej odkąd się wyprowadziłeś) i nagle wszystkie te rozterki zostają zepchnięte tak głęboko, że nie jesteś nawet w stanie ich dosięgnąć.
Teraz owszem, mogę umieścić na blogu wpis i dostać trzydzieści komentarzy ale to nie to samo. Mogę nawet poważnie podyskutować z Inkim, ale to o polityce czy sensie życia - to nie są te sprawy, które dotykają mojego serca czy duszy.
Dlatego może źle wyraziłem się w pierwszym zdaniu. To nie smutne, że będąc sytym nie mamy nic do powiedzenia. To raczej tragiczne, że człowiek tak dobrze rozpoznaje stan nieszczęścia i tak wiele ma o nim do powiedzenia, a tak rzadko i z takim trudnem przychodzi mu konstatacja, że jest szczęśliwy.
Co zostawiając pod rozwagę polecam.
J.
Podczas ostatniej wycieczki do Pragi wywiązała się króciutka rozmowa o blogach i o starych wpisach, które są obserwowane przez ludzi tu na Polterze. Skłoniło mnie to do przejrzenia własnych wpisów i komentarzy pod nimi. Wiele z nich jest kontrowersyjnych, wiele nieprzemyślanych, wiele ewidentnie tylko na pokaz. Ale! Wszystkie one powstawały z potrzeby serca. Z próby uchwycenia rzeczywistości i zrozumienia tego, co bez dialogu było niezrozumiałe.
Dzięki tym wpisom udało mi się wejść w kilka interesujących dyskusji i spojrzeć na rzeczy inaczej. Cieszyłem się kiedy repek zbijał moje szowinistyczne argumenty i kiedy ktoś mówił, że niepotrzebnie komplikuję. Często cieszyłem się nawet z samego wywoływania emocji (być może to ten emo-składnik mojej osobowości). Do tego stopnia, że niektórzy chcieli dokonywać aborcji na moim niepoczętym dziecku.
Jednak artysta syty nie ma nic do powiedzenia. Można mieć złamaną nogę, być bez grosza przy duszy, bez pracy i kłócić się przez 23 godziny na dobę. Ale wystarczy, że jesteś z tą drugą osobą (z którą kłócisz się bez przerwy i którą tak mocno kochasz), że otocza cię rodzina (która kocha cie jeszcze bardziej odkąd się wyprowadziłeś) i nagle wszystkie te rozterki zostają zepchnięte tak głęboko, że nie jesteś nawet w stanie ich dosięgnąć.
Teraz owszem, mogę umieścić na blogu wpis i dostać trzydzieści komentarzy ale to nie to samo. Mogę nawet poważnie podyskutować z Inkim, ale to o polityce czy sensie życia - to nie są te sprawy, które dotykają mojego serca czy duszy.
Dlatego może źle wyraziłem się w pierwszym zdaniu. To nie smutne, że będąc sytym nie mamy nic do powiedzenia. To raczej tragiczne, że człowiek tak dobrze rozpoznaje stan nieszczęścia i tak wiele ma o nim do powiedzenia, a tak rzadko i z takim trudnem przychodzi mu konstatacja, że jest szczęśliwy.
Co zostawiając pod rozwagę polecam.
J.