13-05-2008 12:06
Warszawa
W działach: aVaria | Odsłony: 3
Warszawa to bardzo ładne miasto. Przynajmniej w niedzielę o 22giej, kiedy miliony świateł rozjaśniają ciemność nie na tyle, by widać było pod nią brzydotę Pałacu Kultury.
W dodatku (pierwszy raz bowiem zetknąłem się z Warszawą sam na sam), ludzie tutaj nie są wcale niemili czy zainteresowani tylko sobą. Gdy okazało się, że stoję na przystanku-widmo już po kilku minutach poinformowano mnie o tym i wskazano drogę na właściwy przystanek (pozdrawiam serdecznie dziwnego pana i babcię-turystkę).
W dodatku przy odrobinie szczęścia można w Warszawie przespać się w niezwykle hippisowskim hostelu, który na kilometr zajeżdża komuną, orgiami, okupacją i fioletowymi zasłonami. Zważywszy jednak na cenę, czyli 65zł za jednoosobowy pokój w centrum miasta, Zielone Mazowsze jest lokalem godnym polecenia (dla lubiących przygody).
Przy jeszcze większej odrobinie szczęścia można dostać się do mieszkania przemiłego zastępcy redaktora naczelnego, czyli Ree, któremu z tego miejsca (oraz Jego nieocenionej Mamie) dziękuję. Udało mi się przy tym dowiedzieć co nieco o literaturze, zbiorach Rebounda, poznać jego wilczura i zjeść jajecznicę z serkiem pleśniowym.
Wizyta w Warszawie okazała się doświadczeniem pouczającym (pierwszy raz jechałem Intercity i to rzeczywiście jest niebo a ziemia w porównaniu ze zwyczajnym PKP) i przyjemnym. I choć z profesjonalnego punktu widzenia nieudanym, to jednak takim, które warto zapisać na blogu, by móc później wrócić wspomnieniami do Pokemonów czy tego, że Ree słyszy ultradżwięki.
Dzięki Warszawo!
PS Zachowałbym się tutaj grubiańsko, gdybym nie podziękował również Agnieszce, która bardzo intensywnie rozwijała żeńską stronę mojej osobowości.
W dodatku (pierwszy raz bowiem zetknąłem się z Warszawą sam na sam), ludzie tutaj nie są wcale niemili czy zainteresowani tylko sobą. Gdy okazało się, że stoję na przystanku-widmo już po kilku minutach poinformowano mnie o tym i wskazano drogę na właściwy przystanek (pozdrawiam serdecznie dziwnego pana i babcię-turystkę).
W dodatku przy odrobinie szczęścia można w Warszawie przespać się w niezwykle hippisowskim hostelu, który na kilometr zajeżdża komuną, orgiami, okupacją i fioletowymi zasłonami. Zważywszy jednak na cenę, czyli 65zł za jednoosobowy pokój w centrum miasta, Zielone Mazowsze jest lokalem godnym polecenia (dla lubiących przygody).
Przy jeszcze większej odrobinie szczęścia można dostać się do mieszkania przemiłego zastępcy redaktora naczelnego, czyli Ree, któremu z tego miejsca (oraz Jego nieocenionej Mamie) dziękuję. Udało mi się przy tym dowiedzieć co nieco o literaturze, zbiorach Rebounda, poznać jego wilczura i zjeść jajecznicę z serkiem pleśniowym.
Wizyta w Warszawie okazała się doświadczeniem pouczającym (pierwszy raz jechałem Intercity i to rzeczywiście jest niebo a ziemia w porównaniu ze zwyczajnym PKP) i przyjemnym. I choć z profesjonalnego punktu widzenia nieudanym, to jednak takim, które warto zapisać na blogu, by móc później wrócić wspomnieniami do Pokemonów czy tego, że Ree słyszy ultradżwięki.
Dzięki Warszawo!
PS Zachowałbym się tutaj grubiańsko, gdybym nie podziękował również Agnieszce, która bardzo intensywnie rozwijała żeńską stronę mojej osobowości.